Jedno słowo, jeden uśmiech

Siedziała samotnie w chłodne popołudnie na ławce w centrum miasta. Delikatnie przygryzała ołówek w kąciku perłowych ust, a wiosenny wiatr rozwiewał jej włosy do tyłu. Otaczały ją barwy odrestaurowanych kamieniczek i gwar tętniącej życiem starówki. W tle cicho brzmiały łagodne dźwięki gitary. Wyjęła notes i w jednym słowie próbowała uchwycić magię chwili. Cały spokój, który spływał po jej duszy w rytm strun drgających za jej plecami.

Odwróciła lekko głowę i zerknęła przez ramię. Miał na sobie flanelową koszulę w stylu farmera z Teksasu i lekko znoszone trapery w kolorze ciepłego brązu. Na twarzy wypisane emocje z ballad, które śpiewał. Wydawał się być nieco nieśmiały, wycofany i zamknięty, ale jego oczy zdradzały więcej. Miały w sobie ciepło i barwę bursztynu – ukojenie i bezpieczeństwo, które szukała dotąd w każdym mężczyźnie, który ją zranił.

Wiedziała, że jemu nie pozwoli się zranić. Wiedziała, że nie może mu otworzyć swego serca, bo wtedy odsłoni miejsce, w które zadane ciosy bolą najmocniej.

Zamknęła notes i przyjrzała się bliżej tajemniczemu młodzieńcowi, który grając na gitarze smutne piosenki, umilał jej popołudnie na ławce. W czarnym futerale połyskiwało kilka monet, ale od dłuższego czasu żaden przechodzień nie przystanął, by posłuchać muzyki. Poszperała w torebce i wyjęła z portmonetki dwa złote, które wydała jej kelnerka w kawiarni, gdy jadła lunch podczas przerwy w pracy. Podeszła do chłopaka i wrzuciła monetę. Ich spojrzenia spotkały się, w niemym tańcu życzliwości i wzajemnych uśmiechów.

*

Czasem wystarczy jeden uśmiech. Jedno dziękuję. Dzisięć groszy, które kasjer wydaje ci w sklepie, gdy kupujesz muffina. Bo tak jak jednym słowem można zniszczyć wszystko, w co wierzysz, tak samo jednym słowem można zbudować cały świat w tysiącu barw.

*

Był Holendrem, mieszkającym w Polsce od tygodnia, przejazdem. Grywał na starówce smutne piosenki o pięknej kobiecie, którą stracił, bo miał zbyt wrażliwe serce. Uciekł od wspomnień w objazdową podróż po miastach, w których pary trzymają się za ręce na pokaz, choć się wcale nie kochają, a ci, którzy kochają, nie mają odwagi chwycić drugiej osoby za rękę. Nie miał planów ani marzeń – żył chwilą, muzyką i uśmiechem życzliwych osób, które spotykał na swojej drodze. Nie pragnął wiele.

Kiedy skończył, zabrał ją na spacer nad rzekę. Wieczorami Odrę pięknie oświetlają barwne iluminacje na mostach. Codziennie spacerowali tą samą trasą, dzieląc się troskami i wewnętrznym ciepłem, kalecząc angielski i przełamując własne bariery. Ona uczyła się władać słowem mówionym, zamiast pisanym, a on opowiadał jej o muzyce bez słów.


Najpiękniejsze historie miłosne pisze życie, a najpiękniej opowiadają je ci, którzy potrafią patrzeć.

Patrz uważnie, nie żałuj uśmiechu i nie bój się słów, które mówią o uczuciach.