Wyznanie, na które już za późno

Piszę do Ciebie ten list, ponieważ nie wiem, czy będę w stanie powiedzieć Ci prosto w twarz to wszystko, co chcę napisać. Nie dlatego, że boję się tego, co odpowiesz – nie dbam o to. Znaczniej bardziej przeraża mnie to, że mógłbyś nie powiedzieć nic.

Zapytasz, czy jestem szczęśliwa. Uśmiechnę się i sprzedam szybko jakieś kłamstwo zmyślone na poczekaniu. Mimochodem wtrącisz coś o J., ale nie zapytasz wprost o niego. Może aż do końca miałeś nadzieję być na jego miejscu?

Wiem, że już za późno. Nawet jeśli jakimś cudem nigdy nie przestałeś mnie kochać. Nawet jeśli przeznaczenie rozpisało naszą sztukę na dwa akty, a wspólne lata edukacji to dopiero preludium. Musielibyśmy bardzo mocno tego chcieć. Oboje. Musiałabym powiedzieć ci, że tego chcę tak, by nie padło słowo zdrada.

Będę układać swoje wyznanie w słowa, które tylko je oszpecą, jak róże oplatane zmiętą wstążką z frędzelkami. Wręczę Ci bukiet moich niespełnionych oczekiwań, kwiat po kwiatku, aż przestaną kłuć mnie kolce naszych niedopowiedzeń. Odejdziesz, wyrwany jak kartka z kalendarza, w dniu, który nie powinien był nigdy nadejść, ale wybrałam zły scenariusz. Potraktuj nasze spotkanie jak pożegnanie.


Nie było w nim nic szczególnego. Chyba nawet nigdy mi się nie podobał. Nie wiem też, jak wygląda teraz; czy się postarzał przez ostatnie lata, zmężniał, czy głos ma niższy a twarz bardziej wysmukloną. Ewka mówiła, że będzie bardzo przystojny. Przytaknęłam, bo znałam jego ojca. Uosobienie męskości w wersji +50. Dlaczego wtedy go nie chciałam? Nie wiem. Widziałam w nim tylko przyjaciela. To niemożliwe, by w przyjaźni damsko-męskiej choć jedna osoba nie zakochała się w drugiej. Ja się nie zakochałam. To musiał być on.

Świetnie całuje. Tylko w snach. Inaczej niż J. Inaczej też niż Mateusz. Adriana całowałam tylko po pijaku w sylwestrową noc, a Jarek ledwie skosztował moje wilgotne wargi. O całowaniu R. śnię niemal co noc. O tym, że chciałabym mu powiedzieć, że go kochałam. Albo chociaż, że chciałam z nim być. Bo to prawda. Chcę mu powiedzieć, że mi na nim zależało i przez cały ten czas, codziennie, każdego dnia w szkole liczyłam na to, że on powie mi, że zależy mu na mnie. I że naprawdę będzie moim mężem. I coraz częściej myślę, że szkoda, że nie jest. I czasem też, że może nie jest za późno. Naprawdę chcę go zobaczyć i usłyszeć, że nie mam racji.

Nie zauważyłam wcześniej, że jesteście podobni. Może tylko Twój uśmiech skrywał w sobie więcej uroku i lubiłam, gdy uśmiechałeś się tylko do mnie. Lubiłam śmiać się z Twoich żartów, ale miło było mi, gdy Ty śmiałeś się z moich. A potem oboje stroiliśmy sobie żarty z błazenad polityków albo kolejnej żałosnej porażki polskich piłkarzy. Czasem wydawało mi się, że Ci na mnie zależy. Troszczyłeś się o mnie. Pamiętasz, jak mnie podwoziłeś ze szkoły do domu? Czasem wspominałeś mimochodem o naszej przyjaźni, o wspólnych latach, o związku, który moglibyśmy stworzyć i z tego też się śmiałeś. Ale miałam wrażenie, że w głębi serca chcesz, bym była Twoją dziewczyną, a ja wtedy zaczynałam powoli myśleć, że mogłabym nią być. A potem Twój brat wspomniał, bym do Ciebie zadzwoniła…

Nie wiem, jak zareaguję, gdy Cię zobaczę. Nie wiem, gdzie się spotkamy, ale najpierw wypiję kawę na podwójnym espresso, a potem zamówię dwa kieliszki wina. Zapytam Cię, czy w liceum miałabym u Ciebie jakieś szanse. Nie wiem, co odpowiesz ani jakiej odpowiedzi oczekuję. Pocałuję Cię. Pragnę to zrobić od dnia, w którym po raz pierwszy przyśniło mi się, że szykuję Ci kanapki na śniadanie. Wyznam Ci prawdę. Zacznę żałować, że wyznałam. Zacznę żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej. Dotknę Twojej dłoni i nie poproszę o nic więcej. Może mógłbyś mi dać więcej niż myślę, ale nawet jeśli nie nazwałbyś mnie dziwką, ja wiedziałabym, że nią jestem.


A teraz powiem Ci, jak będzie naprawdę. Zobaczę Cię na schodach na tle przeszklonej ściany budynku naszego wydziału. Nie poznam Cię albo poznam doskonale i obleję się rumieńcem, która towarzyszy mi za każdym razem, gdy zależy mi na facecie, którego nie mogę mieć. Powiem coś głupiego albo nie powiem nic, bo nie mamy sobie nic do powiedzenia; jesteśmy już innymi ludźmi niż wtedy, gdy bezmyślnie dłubaliśmy cyrklem w szkolnych ławkach. Podobno jesteśmy dorośli; może obojgu marzy nam się posada sędziego i powinniśmy pielęgnować naszą nieskazitelną osobowość. Nie używasz nawet słowa spoko. Nie wiem, jak do Ciebie pisać ani o czym.

Pójdziemy na kawę czy coś. Może będzie trochę jak dawniej i znów pomyślę, że byłam w Twoich oczach kimś więcej niż nawet w oczach J. kiedykolwiek mogę być, ale do końca życia będę się zastanawiać, jak mogłoby być i umrę nie wiedząc. Na zawsze pozostanę mistrzem niewykorzystanych szans. Może zaproszę Cię na ciasto i kubek herbaty w przerwie między zajęciami, ale nie dbam już o to, czy przyjdziesz ani nawet czy chcesz. Już za późno na coś więcej między nami, choćby cwana wróżka odmieniła mnie na nową Sashę Grey – mam dziecko i bagaż przeszłości. I nie potrafię akceptować przeszłości u mężczyzn, z którymi sypiam.

Twoja mama zawsze chciała widzieć mnie w ramkach na kominku w salonie Waszego rodzinnego domu, a moja chyba nigdy nie przestała pytać mnie o Ciebie. Dobrze wiesz, że stanowilibyśmy zgraną parę. I chyba takie było nasze przeznaczenie – zawsze razem. Wybacz moją głupotę. Kiedyś pozbieram te zapiski i wyślę do Ciebie. Nie po to, żebyś na nie odpowiadał, ale po to, żebyś wiedział. Bo ja dowiedziałam się za późno.