
O uścisku dłoni i rumieńcu na policzkach
Dziś mijają 3 lata od dnia, w którym poznałam swój ideał.
Miał kruczoczarne włosy i twarz Ryana Goslinga z Pamiętnika. Uśmiechał się do mnie tak, że wolałam odwrócić wzrok, by nie spalić się rumieńcem. Nie mówiłam przy nim zbyt wiele. Onieśmielał mnie. Czasem przypatrywał mi się ukradkiem, a potem pytał o to, co czuję. Chciał wiedzieć o mnie wszystko. Zamawiał dla mnie drinka, jeszcze zanim przyszłam, odkąd wiedział, co lubię pić, a potem znał już moje odpowiedzi, zanim zadał większość pytań.
To dzięki niemu zaczęłam czytać Marqueza, Hardy’ego i Austen, choć z literaturą obyczajową miał niewiele spólnego. On czytał Keynesa, von Misesa i Rothbarda. To on pokazał mi, jak niewiele wiem, ale jak wielki mam potencjał. To on nauczył mnie mierzyć wyżej. Dzięki niemu wstawałam skoro świt, biegłam do biblioteki i notowałam na skrawkach papieru cytaty, którymi mogłabym przy nim zabłysnąć. Przy nim rozwijałam skrzydła. Chodziłam na wykłady, brałam udział w dyskusjach i powoli budowałam swoją markę w młodym środowisku akademickim. Czułam się ważna. Czułam, że żyję. Wiedziałam, że mogę wszystko – jeśli tylko włożę w to odpowiednio dużo pracy i wysiłku, tak jak on.
Tylko jeden jedyny raz spojrzałam mu w oczy. Odprowadzał mnie na przystanek z pubu przy Włodkowica, w którym co piątek spotykaliśmy się, by pogawędzić o prawie, ekonomii i polityce. Tego wieczoru przedstawił swój projekt nowego systemu emerytalnego, który umożliwiłby łagodne przejście z obecnego stanu, w którym dzieci zarabiają na emerytury rodziców do nowego, idealnego porządku, gdzie każdy zarabia na swoją emeryturę. Jako jeden z niewielu znanych mi osób miał realny pomysł, jak to połączyć, by nie stworzyć przepaści, w której miliony pracowników nie dostaną świadczeń. Nie zgodziłam się z nim wtedy. Wytknęłam mu błędy i wyjaśniłam, dlaczego trochę się myli. Przyznał mi rację. I powiem Wam, że mózgi czasem też mogą mieć orgazm.
Na tym przystanku, gdy światła ulicznych latarń migotały w jego ciemnych, głębokich oczach, podał mi rękę i powiedział: „do zobaczenia”. Uścisnęłam jego dłoń i mam wrażenie, że przytrzymał ją o kilka sekund za długo, wciąż uśmiechając się do mnie. Mogłam wtedy powiedzieć o kilka słów więcej, ale bałam się tego spieprzyć jak niczego na świecie. Odwróciłam się i odeszłam, pilnując, by nie patrzeć za siebie, nie spotkać jego oczu jeszcze raz, nie dać się odkryć.
To wtedy postanowiłam, że będę pracować w tym sądzie obok i zarobię tyle, żeby każdy piątek spędzać w pubach przy Włodkowica.
Nocą myślałam o kobietach, które miał. Nie lubiłam dzielić się mężczyzną i nie chciałam znać jego przeszłości. Chciałam tylko zdjąć przed nim ubranie i nie myśleć, ile kobiet rozbierał przede mną. Nie lubiłam porównań. Zawsze wolałam być wyjątkowa. Nie umiałam wtedy zbudować zdrowego związku inaczej niż kupując bieliznę w Victoria’s Secret. Nie wiedziałam, jak to się robi. Nie umiałam liczyć randek, które dzielą parę od pocałunku – moje pragnienie bliskości wołało o dotyk zbyt szybko. Wiedziałam, że pozwolę dać mu się zranić albo będę cierpieć przez odrzucenie. Dlatego stchórzyłam. Uciekłam. Uznałam, że jest zbyt idealny i nie mam u niego szans – powinnam zakochać się w kasjerze z Żabki a nie ekspercie od ekonomii i szefie think-tanku polityków. Zamiast pracować nad byciem lepszą osobą, po prostu się poddałam, bo zbyt mocno bałam się porażki. Nie zobaczyliśmy się już nigdy więcej.
Dziś mijają 3 lata od tego wieczoru, gdy uścisnął moją dłoń na pożegnanie. A za tydzień jadę na konferencję, na której on też będzie prelegentem.
I będzie mówił o tych pieprzonych emeryturach. Bo świat jest mały. A przeznaczenie może nas dosięgnąć w każdym miejscu – tylko że zwykle wtedy kroczymy już inną ścieżką i nie po drodze nam z losem.
I spotkam go w sobotę, w białej koszuli i garniturze pod kolor oczu, znów obleję się rumieńcem i nie powiem nic, bo za bardzo będę wstydzić się tego, że gdy zamykam oczy, całuję jego szyję. Na zawsze pozostanę obok, bo zbyt mocno będzie mi zależeć. Zacznę się w nim zakochiwać. Nie przestanę popełniać błędów. Naćpam się emocjami. Zobaczę w jego oczach osobę, jaką mogłam być, gdybym pewnego smutnego dnia nie wybrała bycia przeciętną. Uścisnę jego dłoń i dowiem się, że już mnie nie pamięta. Nie chcę myśleć, ile staników odpinał tą dłonią…