Chcemy być kochane

Miał 19 lat i kilka marzeń, których nie chciał spełnić. Znałam je wszystkie. Nawet te, o których nigdy nie mówił, bo zgrywał zbyt twardego na sny o miłości. Mówił, że nieźle całuję, ale kłamał. Zawsze pachnął mężczyzną, za którym odwracam wzrok, gdy mija mnie na ulicy. Nauczył mnie, że uczucia można zdeptać bardzo łatwo – ze strachu przed odrzuceniem. Zawdzięczam mu wszystkie grzechy, których nie żałuję i z których nie zamierzam się poprawić. Czasem powtarzał, że jestem piękna, ale wiem, że wtedy też kłamał. Miałam wówczas dziurawy worek oczekiwań i serce załatane kompleksami. Lgnęłam do słodkich słówek i kłamstw, które liżą moje rany. Potrzebowałam bliskości i żebrałam o miłość. Nigdy tak naprawdę nie nauczyłam się kochać – dawałam siebie złym mężczyznom ze złych powodów. Do dzisiaj siebie za to nienawidzę.


Nigdy nie byłam osobą pewną swojej urody. Podobałam się kilku chłopakom, ale nigdy tym, którym chciałam. I czasem chciałabym to zmienić, wiesz? Uśmiechnąć się do kogoś poznanego przypadkiem i pójść z nim na kawę, na piwo i do łóżka. Być dość atrakcyjna, by podejść do kogoś w odpowiednio skrojonym dekolcie i bez skrępowania przyznać, że chcę się z nim pieprzyć. Wiedzieć, że mogę. Tylko na chwilę. Być dla kogoś całym mikroświatem, gdy odkrywa mój magnetyzm, a potem czuć jego ciepły oddech pod bielizną. Zrobić z nim te wszystkie rzeczy, w których jestem dobra. Być w tym jeszcze lepsza. O świcie wyślizgnąć się z chłodnej pościeli i zostawić na niej wspomnienie zapachu kobiety. Zabrać ze sobą ślad dotyku jego dłoni i głos, który szepcze moje imię, całując obojczyk. Na chwilę się zakochać, ale tak, żeby zaraz odejść. Bo wiem, że tak naprawdę zawsze byłam niegrzeczna.


Poznam go kiedyś. Będzie wyglądał jak Grzegorz Krychowiak albo przynajmniej ubierał się tak dobrze, jak on. Zakocham się w jego uśmiechu. Albo w jego pragnieniu mojego ciała pod sobą. Zobaczę w jego oczach pożądanie i tą jedną myślą zdoła mnie całą rozebrać bez wstydu. Oddam mu się na hotelowym łóżku, na biurku w pracy albo na kuchennym blacie jego kawalerki, do której kredyt spłaca harując czternaście godzin w korpo. Będzie mi dobrze; albo przynajmniej udam, że było. Nic nie poczuję. Nic mu o sobie nie powiem. Przez chwilę będę czuć się piękna i atrakcyjna, a potem zeżre mnie poczucie winy, kawałek po kawałku spali moją duszę na trociny. Wiem, że będę załować, ale znów lgnę do kłamstw, w których jestem lepsza niż naprawdę. Znów potrzebuję kogoś, żeby powiedział mi to, co chcę usłyszeć i przykrył moją samotność rozkoszą. Może potrzebuję właśnie Ciebie?


Najłatwiej ranić i uwodzić kobiety, które nie widzą w sobie nic dobrego. Niepewne siebie, słabe i samotne. Naiwne, zbyt ufne w dobroć. Takie, które ktoś kiedyś mocno zranił i szukają innego, który poskłada ich serca połamane na kawałki. Takie, które pragną objęć do ogrzania ich zmarzniętych ciał. Właśnie takie są idealną ofiarą, bo chętnie otworzą się na trochę ciepła z kłamstw szeptanych nocą. Kobiety są naprawdę bardzo proste i pragną tylko jednego – miłości. Uczą się życia z komedii romantycznych i ciągle wierzą w bajki o księciu, podczas gdy mężczyźni wolą wcielać w życie pornografię. I znają się na kłamstwach znacznie lepiej niż zakochane kobiety na ich rozpoznawaniu. Ale żadna z nas nigdy nie przestanie marzyć o kimś, kto podaruje nam uczucie, choćby nie wiem jak wiele razy ktoś inny deptał nam serca. I właśnie dlatego tak cholernie łatwo nas zranić. Bo chcemy być kochane.